tło

poniedziałek, 31 października 2016

Zamek w Baranowie Sandomierskim i drewniane kościółki

Wycieczki objazdowe z Andrzejem zawsze są w dużej mierze spontaniczne, choć mają obrany cel czy temat przewodni. Jednak tym razem oboje nie mieliśmy za bardzo  pomysłu, więc wzięliśmy do ręki mapę i zaznaczyliśmy obszar w promieniu 200 km, gdzie jeszcze nie dotarliśmy. Tak zrodziła się całkiem ciekawa trasa wiodąca przez część Podkarpacia, świętokrzyskiego, mazowieckiego i lubelskiego. Pogoda wyglądała na równie niezdecydowaną jak my, przewijały się chmury, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. Stworzyły za to niezwykle oryginalne, dynamiczne tło do zdjęć. 
Kościół z 1674 roku w Cmolasie


wtorek, 18 października 2016

Lublin



Spotkałam się z reakcjami zdziwienia w chwili, gdy mówiłam, że jadę zwiedzać Lublin - „A co tam jest do zwiedzania?”. Niemożliwe, żeby był aż tak nieciekawy, w końcu to stare miasto. Musiałam to sprawdzić osobiście, ale zaplanowałam tam tylko jeden dzień z czego 5 godzin upłynęło mi na podróży w obie strony. Jak się zapewne domyślacie, było to zdecydowanie za mało, nie wiem czy dwa dni by wystarczyły.

piątek, 7 października 2016

Gorce z Turbacza oraz Ojcowski Park Narodowy

Lato tego roku nie chciało odpuścić, choć w powietrzu czuć było już jesienny dym. Tylko najbardziej niecierpliwe drzewa przybrały kolorową szatę, jakby chciały zaznaczyć, że mamy astronomiczną jesień. Ostatni weekend tej jesienno-letniej pogody wykorzystałam na zdobycie Turbacza i odwiedzenie Ojcowskiego Parku Narodowego. Korzystając z promocji Polskiego Busa, moją bazą stał się Kraków, dzięki gościnności Łukasza.

W sobotni poranek odstaliśmy swoje przy wlocie na zakopiankę, by potem już spokojnie dotrzeć w Gorce. W Koninkach zostawiliśmy samochód, zakupiliśmy bilety do Parku Narodowego i rozpoczęliśmy trzygodzinną wędrówkę na najwyższy szczyt tych gór - Turbacz 1310 m n.p.m. Powitał nas wartki szum strumienia rozbryzgującego się o skały, jeden z moich ulubionych elementów w górach. Po chwili jednak weszliśmy w las i szlak zaczął piąć się wzwyż, a my razem z nim.
Czas szybko mijał z każdym krokiem i w końcu zobaczyliśmy przed nami piękną halę powstałą w wyniku tradycyjnej gospodarki pasterskiej. Stoi na niej drewniany ołtarz papieski, gdzie w sezonie odbywają się msze.
Polana kusi, aby zrobić sobie przerwę, ale stąd już bardzo blisko do schroniska, które słynie z dobrej kuchni i widoku na Tatry, więc idziemy prosto do niego.
Niestety po raz kolejny panorama Tatr schowała się przede mną za chmurami. Nie udało mi się jej zobaczyć ani z Pienin, ani z Beskidu Sądeckiego, ani teraz z Gorców. Może to znak, że w końcu trzeba się tam wybrać osobiście, a nie tylko spoglądać z daleka?

Jedzenie faktycznie okazało się wyśmienite, a przyszliśmy w samą porę zanim ustawiła się długa kolejka. W kilkanaście minut zdobywamy szczyt, skąd widoki są dość ograniczone.

Sceneria nagle się zmienia w cmentarzysko drzew. Uschnięte kikuty sterczą ponad tymi, które już poległy na ziemię. 



Na dopełnienie smutnego klimatu, znajdują się tu szczątki samolotu, który rozbił się w 1973 roku ... 


Schodzimy niespiesznie w dół mijając  co jakiś czas turystów. Docieramy do czynnego wyciągu z jednoosobowymi krzesełkami i postanawiamy skrócić sobie dosyć znacznie powrót, wybierając strome zejście po stoku narciarskim. Idzie się bardzo niewygodnie przez ostre nachylenie plus osuwające się pod stopami kamyczki. 

Do Krakowa jedziemy tym razem inna trasą - przez Wieliczkę, pokonując liczne zakręty, serpentyny, patrząc na ładne widoki za szybą. 

Następnego dnia wybieramy się do Ojcowa. Zastanawiam się skąd wzięła się nazwa i z pomocą przychodzi jak zawsze Wikipedia:

"Pierwszy murowany zamek wzniósł, lub przebudował, w Osadzie nad Prądnikiem Kazimierz Wielki. Na cześć ukrywającego się niegdyś w dolinie ojca, Władysława Łokietka, nazwał warownię "Ociec u Skały", a ludność z czasem zaczęła mówić tylko Ociec, a później Ojców."


Przyjeżdżamy około 10 rano, a już nie ma wolnych miejsc na parkingu. Trwa akurat msza w kościółku na wodzie. Gdy car zabronił postawienia świątyni na ziemi ojcowskiej, sprytni mieszkańcy postawili ją na wodzie. Polak potrafi.


Najwięcej turystów kręciło się w pobliżu gastronomii i płaskich ścieżek spacerowych, natomiast po wejściu na skałki mogliśmy odetchnąć większą ilością przestrzeni wokół siebie.


Jest tu mnóstwo szlaków do wyboru i jaskiń, jednak nie mamy na tyle czasu, choć ciepłe słońce kusi.

Najbardziej charakterystyczną skałą jest Rękawica. Wg legendy to dłoń Boga zasłaniająca wejście do groty, w której schowana była ludność przed najazdem Tatarów. 

Bardzo przyjemny spacer po wapiennych skałkach i pięknych lasach dobiegł już końca, ale jedziemy jeszcze do Pieskowej Skały zobaczyć słynną Maczugę Herkulesa liczącą 25 m wysokości. Tutaj również nie ma szans na zaparkowanie w niedzielne popołudnie, więc pozostaje mi zrobić zdjęcie z samochodu. 


Jak tylko wsiadłam w powrotnego busa, szala przeważyła się na stronę jesieni i odjeżdżałam w kroplach deszczu. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...