Wszyscy podsumowują, podsumuję i ja.
Minął pierwszy rok prowadzenia przeze mnie bloga. Jestem bardzo miło zaskoczona, że moje relacje zyskały sobie STAŁYCH czytelników. Podkreślam słowo stałych, dzięki nim jest motywacja, żeby pisać regularnie. Jest mi niezmiernie miło, że tu zaglądacie, komentujecie, inspirujecie. Zakładałam tego bloga z bardziej osobistych i praktycznych względów, ale widząc wzrastającą liczbę wyświetleń, moje aspiracje również wzrosły.
środa, 30 grudnia 2015
piątek, 25 grudnia 2015
Lubycza Królewska i okolice
Początek naszej wycieczki na wschodnie kresy Polski, opisany w poprzedniej notce, rozbudził naszą ciekawość i rządzę poznawania. Z sennej wioski wjeżdżamy na ruchliwą drogę prowadzącą do przejścia granicznego w Hrebennem. Lata temu przemierzali tędy podróżnicy ze Lwowa do Warszawy, zatrzymując się w którymś z licznych zajazdów w Lubyczy Królewskiej, przy okazji być może handlując z Żydami, którzy stanowili ponad 90% mieszkańców miasteczka.
Legenda
mówi, że księciu Siemowitowi podobała się córka miejscowego kniazia o
imieniu Luba, więc na jej cześć nadał osadzie nazwę Lubica
(Lubicz).Potem dodano ukraińsko brzmiącą koncówkę i tak powstała nazwa
Lubycza.
Kolejna
legenda związana z miejscowością mówi, że w okoliczne lasy przyjechał
na polowanie król Władysław Jagiełło, ale pobłądził i zachorował.
Odnaleźli go pasterze i wykurowali, a król w długu wdzięczności nadał im
różne przywileje i zezwolił na poszerzenie wsi na terenach królewskich -
stąd drugi człon nazwy brzmi: Królewska.
Lubycza Królewska rowijała się bardzo szybko nie tylko dzięki korzystnemu położeniu, ale też poprzez liczne fabryki w niej funkcjonujące. Choć samo miasteczko było niewielkie, to jednak tworzyło swoistą całość z przylegajacymi do niego dużymi wsiami. Kres powodzeniu przyniosła II wojna światowa. Żydzi zostali zgładzeni w obozach koncentracyjnych, a ludność wyznania greckokatolickiego stanowiąca znakomitą wiekszość w przylegajacych wsiach, padła ofiarą przesiedleń. Lubycza tracąc swych mieszkańców, utraciła też prawa miejskie, które odzyska dopiero w 2016 roku.
W Lubyczy Królewskiej warto odwiedzić stary cmentarz z kilkoma nagrobkami przykuwającymi uwagę i drewnianą dzwonnicą przeniesioną z sąsiednich Teniatysk.
Tuż za Lubyczą znowu przenosimy się do niewielkiej wioski - Rudy Żurawieckiej.
Dzwonnica w Lubyczy Królewskiej przeniesiona z Teniatysk |
Cmentarz w Lubyczy Królewskiej |
Cmentarz w Lubyczy Królewskiej |
Cmentarz w Lubyczy Królewskiej |
Kościół w Lubyczy Królewskiej |
Ruda Żurawiecka |
Dom stopniowo zakrywa sie bluszczem, jakby chciał sie zasłonić ze wstydu, że pozostał drewniany w sąsiedztwie murowanych. Tylko nie wie jeszcze, że właśnie w tym tkwi jego urok, swoją słabośc zamieni na atut.
W Rudzie Żurawieckiej funkcjonowały kiedyś trzy młyny wodne na Sołokiji. Do czasów dzisiejszych pozostał jeden duży, murowany obecnie nieczynny. Czyż nie idealne miejsce na otwarcie pensjonatu?
W Żurawcach zza zakrętu wyłania się pokaźna cerkiew wzniesiona w 1912 roku w otoczeniu starego cmentarza.
Ciekawostką
było finansowanie budowy wielu okazałych cerkwi w miejscowościach
położonych w pobliżu kordonu granicznego na początku XX wieku. Miało to
znaczenie strategiczne, gdyż spod kopuł można było zaobserwować tereny przygraniczne.
Nie mamy zbyt dokładnej mapy tego regionu, więc pytamy mieszkańca o najbliższe cerkwie. Pokierował nas do Teniatysk, gdzie kiedyś widział mocno już zniszczoną ruinę w lesie. Próbujemy trafić tam na skróty i oczywiście się gubimy.
Ale w takich miejscach naprawdę warto zabłądzić, bo można trafić np. na las opanowany przez pnącza chmielu. Wygląda jak taka europejska dżungla.
Po drugiej stronie ścieżki równie egzotyczny widok z mrocznymi mokradłami.
Postanawiamy wjechać na wzniesienie wśród pól, żeby złapać jakiś punkt orientacyjny. Błotnista droga ciągnie się wśród wielkich areałów. Auto nie jest terenowe, ale ma napęd na cztery koła, więc daje radę też w trudniejszych warunkach.
Dojeżdżamy do jakiejś osady, gdzie pytamy o drogę. Zdziwieni mieszkańcy kierują nas na okrężną drogą przez Lubyczę, a gdy mówimy, że przyjechaliśmy z tych pól, patrzą dłuższą chwilę na nas jakby nie bardzo rozumiejąc. Ogarnęli wzrokiem obłocone auto i tym razem przybierając lekki szacunek w głosie, wytłumaczyli nam, że w takim razie musimy sie wrócić na te pola, a przy okazji możemy zahaczyć o bunkier z Lini Mołotowa.
O bunkrach przy wschodniej granicy pisałam już przy okazji wizyty na Roztoczu.
W środku schronu panuje wilgotny chłód, a ciszę przeszywają równomiernie spadające krople wody. Nagle przestrasza nas szelest w najciemniejszym pomieszczeniu. Czyżby nietoperz? Nie, to zwykły motyl nie mógł znaleźć wyjścia, a może to zbłąkana duszyczka.
Oknem na swiat żołnierzy mających tu schron, była taka szparka. Co za czasy ... a dziś mamy okno szeroko otwarte, niemal bez granic. Jedziemy więc dalej, coraz bardziej otwierając nasze okno.
W Rudzie Żurawieckiej funkcjonowały kiedyś trzy młyny wodne na Sołokiji. Do czasów dzisiejszych pozostał jeden duży, murowany obecnie nieczynny. Czyż nie idealne miejsce na otwarcie pensjonatu?
Młyn wodny w Rudzie Żurawieckiej |
Żurawce |
Żurawce |
Żurawce |
Ale w takich miejscach naprawdę warto zabłądzić, bo można trafić np. na las opanowany przez pnącza chmielu. Wygląda jak taka europejska dżungla.
Po drugiej stronie ścieżki równie egzotyczny widok z mrocznymi mokradłami.
Postanawiamy wjechać na wzniesienie wśród pól, żeby złapać jakiś punkt orientacyjny. Błotnista droga ciągnie się wśród wielkich areałów. Auto nie jest terenowe, ale ma napęd na cztery koła, więc daje radę też w trudniejszych warunkach.
Dojeżdżamy do jakiejś osady, gdzie pytamy o drogę. Zdziwieni mieszkańcy kierują nas na okrężną drogą przez Lubyczę, a gdy mówimy, że przyjechaliśmy z tych pól, patrzą dłuższą chwilę na nas jakby nie bardzo rozumiejąc. Ogarnęli wzrokiem obłocone auto i tym razem przybierając lekki szacunek w głosie, wytłumaczyli nam, że w takim razie musimy sie wrócić na te pola, a przy okazji możemy zahaczyć o bunkier z Lini Mołotowa.
O bunkrach przy wschodniej granicy pisałam już przy okazji wizyty na Roztoczu.
Bunkier w okolicy Teniatysk |
W środku schronu panuje wilgotny chłód, a ciszę przeszywają równomiernie spadające krople wody. Nagle przestrasza nas szelest w najciemniejszym pomieszczeniu. Czyżby nietoperz? Nie, to zwykły motyl nie mógł znaleźć wyjścia, a może to zbłąkana duszyczka.
Wnętrze bunkru |
Oknem na swiat żołnierzy mających tu schron, była taka szparka. Co za czasy ... a dziś mamy okno szeroko otwarte, niemal bez granic. Jedziemy więc dalej, coraz bardziej otwierając nasze okno.
Widok z bunkra |
niedziela, 20 grudnia 2015
Kniazie i Płazów - ruiny cerkwi i stare cmentarze
Wycieczkę na wschodnie kresy Polski zaczęliśmy trochę nietypowo, bo w nocy. I to jakiej nocy! Nie dość, że księżyc jest w tym roku najbliżej ziemi to jeszcze ma być zaćmienie. Świetlista tarcza księżyca ukazała nam Roztocze w tajemniczej poświacie, a lekkie mgły unoszące się tuż nad ziemią subtelnie uzupełniły ten niesamowity obraz.
Księżyc w pełni nad Roztoczem |
Subskrybuj:
Posty (Atom)